Dlaczego tak się dzieje?

Dlatego, że nasze emocje są bardzo inteligentne. Nasze emocje wołają nas o pomoc i proszą, żebyśmy się nimi zajęli, a kiedy tego nie robimy jest tylko gorzej. To tak jakbyśmy potrzebowali się odbić od tego przysłowiowego „dna”, a w momencie, kiedy tego nie robimy, jakaś część nas umiera i z jeszcze większą siłą uderza w nas w często w najmniej odpowiednim momencie.

 

To jest tak jakby wewnętrzne dziecko pukało i wołało o pomoc w środku, a my za każdym razem, kiedy uciekamy od swoich emocji – mówimy do niego – zamknij się. Bo to właśnie nasze wewnętrzne dziecko jest naszymi emocjami.

 

Emocji nie da się zakopać pod dywan. One nie znikają, one cały czas w nas są.

I ja nie chce się tutaj wymądrzać w żaden sposób, bo sama bardzo dobrze pamiętam ile mi czasu zajęło, żeby wreszcie zapisać się na terapię. To nie jest łatwa decyzja, bo wymaga bardzo dużo odwagi, ale przede wszystkim gotowości.

 

Gotowości na to, żeby skonfrontować się ze wszystkim tym co dzieje się w środku, ale z drugiej strony pomyśl – jak bardzo jest uwalniający moment, kiedy już uda Ci się przepracować część emocji?

Dlatego ja też zawsze powtarzam – nie da się nikogo zmusić to terapii czy do zmiany – jeśli ta osoba nie chce. Chociaż całą naszą energię zużyjemy na to, żeby tą osobę zmienić- nie zrobimy tego. Zmiana musi wynikać z naszego wnętrza. To tak jakbyśmy pomagając i robiąc wiele rzeczy za tą osobę – nie pozwalali jej tak naprawdę „upaść” i „odbić się od dna”. Tak jakbyśmy z całych naszych sił podtrzymywali tą osobę 3cm nad ziemią. Ona naprawdę potrzebuje tego doświadczyć i wziąć odpowiedzialność za siebie. To, co możemy zrobić, to zacząć zmianę od siebie

i ewentualnie inspirować innych do własnej zmiany, ale jeśli ktoś zgłasza się na terapię „za namową”, sam nie czuje, żeby to w jakiś sposób miało pomóc, czy nie widzi w ogóle sensu – to bardzo często taka osoba nie utrzyma się w terapii, a Ty zmarnujesz bardzo dużo swojej energii na marne.

 

Czasami odpuszczenie jest najlepszym wyjściem, bo tak naprawdę im bardziej napieramy tym pojawia się większy opór. I czasami, niektóre osoby zbudowały tak silną iluzję wokół swojego życia, że jak zabierzemy jedną kartę z zamku – to cała ta budowla runie, a często te osoby nie są gotowe na to, żeby to udźwignąć. Oczywiście to nie chodzi o to, żeby teraz pójść w drugą skrajność i mieć wszystko w nosie.

Chodzi o to, żeby nie brać odpowiedzialności za innych tylko za siebie – i zajrzeć do swojego wewnętrznego dziecka.

 

Wiem, że czasem jest to też pewnego rodzaju nasz mechanizm obronny – nie musimy skupiać się na tym co się w nas pojawia, bo tak bardzo jesteśmy przecież zajęci, żeby pomóc tej drugiej osobie.

Wiem to wszystko z własnej autopsji. Nie raz próbowałam namówić bliskie mi osoby na terapię. Ile lat na to poświęciłam to już nawet nie zliczę. Przykro to jest, ale jeśli ktoś nie chce – to niestety nie zrobimy niczego na siłę. I często bardzo ciężko jest pogodzić się z faktem, że rodzic czy inna bliska osoba najprawdopodobniej nigdy się nie zmieni. Są osoby, które nigdy się nie przebudzą i to też jest ok, bo to jest ich wybór i trzeba to uszanować. Nie jest to łatwe. Czasem trzeba przejść pewnego rodzaju żałobę po stracie „iluzji”, którą mieliśmy wobec tej bliskiej osoby, ale jest to bardzo potrzebne, żeby ruszyć na przód.

Jakie są Twoje doświadczenia w tym temacie?

 

Utulam , Dominika

Podobne wpisy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *