Czy wiesz, że to jakie mamy relacje z innymi jest bardzo często odzwierciedleniem tego jakie mieliśmy relacje z rodzicami?
Bo to właśnie z rodzicem jako pierwszym tworzymy relacje i więź. I to na podstawie tej relacji uczymy się wszystkiego.
To w jaki sposób byliśmy traktowani przez rodziców – przekłada się później na to w jaki sposób byliśmy traktowani przez rówieśników w szkole – i w jakie relacje wchodzimy teraz.
Bo to właśnie w ten sposób nauczyliśmy się czym jest miłość – czym jest przyjaźń – czym jest koleżeństwo i w taką rolę bardzo często teraz wchodzimy.
Jeśli jest tak, że poświęcasz się dla innych, często bierzesz odpowiedzialność za rzeczy, które nie są Twoje, zauważasz różne konflikty lub fakt, że to Ty zawsze musisz wychodzić z inicjatywą może to być właśnie odzwierciedleniem dzieciństwa.
Kiedy musiałeś dbać o któregoś z rodziców, być dla niego przyjacielem, partnerem, opiekunem. To jest za duża odpowiedzialność jak na dziecko i to wiąże się z petryfikacją, czyli wejściem w rolę dorosłego.
Często spotykam się z tym, że ktoś mówi: „Ja to musiałem szybko dorosnąć” lub wręcz, że rodzice chwalą się tym, że dziecko jest „takie dojrzałe jak na swój wiek”, ale dziecko ma prawo być dzieckiem i pozwólmy mu na to.
To nie jest zdrowe jeśli przejmujemy odpowiedzialność za swoich rodziców, bo każdy powinien tą odpowiedzialność wziąć za siebie. To nie jest też zdrowe jeśli jesteśmy najlepszą przyjaciółką dla naszej mamy, bo ona od tego ma osoby w swoim wieku.
Relacja rodzic dziecko zawsze jest jednostronna – to rodzic daje – dziecko bierze. To rodzic pomaga – dziecko tą pomoc przyjmuje.
Jeśli jest w drugą stronę oznacza to, że weszliśmy w rolę związaną właśnie z terminem petryfikacji. I oczywiście nie można pójść w drugą skrajność, gdzie dziecko nie robi zupełnie nic, nie ma żadnych obowiązków ani wyznaczonych granic, bo każdy potrzebuje te granice mieć. I ani zbyt surowe ani zbyt elastyczne nie są zdrowe. Obowiązki powinny być zawsze adekwatne do wieku. A najczęściej niestety było tak, że przejmowaliśmy obowiązki czy emocje, które nie należały do nas.
Nosiliśmy na swoich barkach kamienie czy odpowiedzialność, która nie należały do nas. I jeśli mamy tego rodzica bardzo blisko siebie – momentami aż za blisko – często nie mamy przestrzeni do tego, żeby stworzyć inne relacje, bo ta relacja pochłania nam całą naszą przestrzeń. A nawet jeśli ta relacja nie jest intensywna to samo posiadanie jej w przeszłości wpływa na doświadczenie relacji teraz.
Wchodzimy z bagażem przekonań i doświadczeń i trzymamy się ich kurczowo. I często kiedy zmiana następuje w naszym wnętrzu ciężko jest nam przebić to na zewnątrz, bo my świadomie już wiemy, emocjonalnie też czujemy co powinno nastąpić, ale się boimy, bo to nowe jest nieznane, bo stracimy wtedy kontrolę nad tym co budowaliśmy przez wiele lat.
Odpuszczenie relacji jest bardzo trudne, bo to wymaga też opłakania pewnego rodzaju żałoby po stracie tej osoby z naszego życia, ale nie wszystkie relacje nam służą. Są takie relacje, które nie nadążają za naszą zmianą. Czujemy, że dana osoba jest już na zupełnie innym poziomie świadomości – ale jak wtedy to zakończyć i puścić?
To jest bardzo trudne.
Ja zawsze polecam technikę małych kroczków i uważność na siebie.Na początek puszczamy to co trzyma nas przy tej osobie – sprawdzamy jaki schemat? jaką rolę odtwarzamy w tej relacji? czyli przepracowujemy wszystkie emocje, które łączą się z tą naszą częścią zranioną. Po czym odpuszczamy – czyli staramy się aby to co chce umrzeć, umarło naturalnie.
I to wymaga czasu. Dlatego polecam nie nakładać na siebie presji, ale obserwować co się w nas pojawia i co jeszcze trzyma nas przy tej osobie.
Oczywiście mówię tutaj o relacjach, które nam nie służą. O takich, gdzie po spotkaniu z daną osobą nie czujemy się lepiej, a wręcz czasami gorzej.
Wszystkie pozostałe relacje, które nam dodają skrzydeł by latać – pielęgnujemy i doceniamy
Buziaczki misiaczki
P.S na kursie „Zobacz swój lęk” pokazuje w jaki sposób radzić sobie z lękiem