Jak ja mam to wszystko przeżyć?
To jest moment najbardziej przełomowy. Kiedy kryzys rozlewa się na każdą płaszczyznę naszego życia: praca, znajomi, związek, finanse – jedyne o czym myślimy to, żeby zakopać się gdzieś pod ziemię..
Rozpaczliwie poszukujemy pomocy, a jednocześnie mamy wrażenie, że nic nie jest w stanie nam pomóc.
Kto nie przeżył w swoim życiu żadnego kryzysu niech pierwszy rzuci kamień..
Jest to najzwyczajniej w świecie niemożliwe.
To naturalna część naszego procesu. Raz robimy krok do przodu, raz robimy krok do tyłu. Oczywiście to nie jest wymierne i zero – jedynkowe.
Życie to sinusoida, a w takich momentach jest najtrudniej. Wątpimy we wszystko wokół – w siebie, sens naszego życia, relacje, które stworzyliśmy, pracę.
Ktoś spojrzałby na nasze życie z boku i pomyślał: O co mu chodzi? Przecież ma zajebiste życie rodzinę, prace, dom.. ale w środku w nas toczy się prawdziwa wojna, prawdziwa rewolucja emocjonalna.
Mam wrażenie, że im głębiej doświadczamy swoich emocji i odkrywamy prawdę, tym ten kryzys jest coraz silniejszy.
Każdy kryzys prowadzi do wzrostu
Żeby coś powstało – coś musi się rozpaść.
Rozpada się najczęściej fałszywa część JA, która była tworzona przez lata. Często nawet jej korzenie sięgają naszego dzieciństwa. Nie da się zbudować solidnego fundamentu na częściach, które nie są nasze, które są zepsute.
Dopiero wtedy zrobimy przestrzeń na nowe jeśli pożegnamy się ze starym, ale my tego starego nie chcemy puścić. Bo to jest nam dobrze znane i bezpieczne. Jak to mówią: jest chujowo, ale stabilnie przecież
To tak jak przechodzenie etapu żałoby.
Pożegnanie się ze swoimi iluzjami i schematami, które nigdy nie należały do nas. To boli. Bardzo często wtedy łapiemy się czego się da – zaczynamy brać leki psychotropowe, sięgamy po używki, nadmierne się objadamy czy uciekamy od tego.
Każdy radzi sobie z tym tak jak potrafi, a to dlatego, że tych emocji jest tak dużo w naszym ciele, że mamy uczucie jakbyśmy zaraz mieli się rozpaść czy eksplodować.
Nie ma jednej złotej zasady jak poradzić sobie w kryzysie – trzeba go po prostu przetrwać z zaufaniem, że ten stan jest chwilowy i że doprowadzi nas do nowych odkryć i zmian.
Im większy kryzys tym później następuje większy przełom
Wiem, że jest to mało pocieszające dla osób, które są w kryzysie, ale prawda jest taka, że Ty nie możesz już dłużej tkwić w tych iluzjach.
Jeśli się rozwijasz, jeśli pracujesz nad sobą to nieodłączny element rozwoju.
Często też w takim momentach niektórzy rezygnują z terapii. I wcale się nie dziwie. Uczucie kryzysu jest tak silne, że ciężko jest to powstrzymać czy nad tym zapanować. To co może pomóc to wiedza na temat kryzysu i zaufanie, że to minie.
Często właśnie w momencie, kiedy chcemy zrezygnować z terapii jest to moment, w którym następuje ogromna zmiana. I wtedy decyzja należy do nas czy się wycofamy i poddamy czy pomimo lęku wejdziemy w to dalej.
Oczywiście warto mieć na uwadze, że są niektórzy terapeuci, którzy celowo przedłużają proces zakończenia terapii, ale to myślę, że to oddzielny temat.
I to samo tyczy się naszego życia. Bardzo często w momencie, kiedy chcemy się poddać, rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady okazuje się, że wzrastamy i odkrywamy w sobie nowe pokłady energii czy części nas, o których nie mieliśmy pojęcia lub o których istnieniu zapomnieliśmy.
I bez względu na etap życia w jakim jesteś, kryzys jest nieodłączną częścią, którą trzeba przyjąć, przetrwać i wyciągnąć wnioski, bo żeby poczuć się lepiej najpierw musimy poczuć się gorzej.
Pamiętaj też, że zawsze w kryzysie możesz poprosić o pomoc. Proszę o pomoc oznaka siły, a nie słabości i będę to powtarzać bez końca